Na Mieście

To było tak. Zajrzałem do Błysku, bo ferie i można zaparkować. W szybki przelewie mieli mytą Gwatemalę ze szczecińskiej palarni Mamam (A.D. MMXXII) .

Wypiłem ze smakiem , sporo owoców rozmaitych.

A że ferie nie zdąrzyły minąć przyparkowałem pod trzecią już lokalizacją Czytelni. Lokal większy niż poprzednie i bardzo widny.

W szybkim przelewie była Etiopia z duńskiego Coffee Collectivu. Albo nie mam fartu do kaw w Czytelni albo co ale jakaś taka zalegająca goryczka przebijała. Aż mi się niedopiło.

No i to tyle.

Czas na Szkocję/Scottish time

Było wielu znanych Szkotów:

czy choćby krawiec Angus Podgorny*:

ale okazało się, że to żaden z nich nie wypalił Kostaryki San Jose w obróbce Yellow Honey. Zwłaszcza że choćby Pan Angus (na zdjęciu z żoną) wciąż jest zajęty szyciem 48 0000 000 kiltów dla mieszkańców planety Skyron z galaktyki Andromeda.

Kawę , którą dostałem od Przyjaciela wypaliła edynburska palarnia Artisan Roast Coffee Roasters. Parzona aeropressowo-dripowo z jednej strony ma smakową , solidną podstawę kawową ale ilość owocowo*-miodowo-kwiatowych przyjemności, których przysparza jest nie do ogarnięcia. Kiedy kończy się ostatnią filiżankę naparu mózg dopomina się kolejnej. Delicje!!!

* gdyby istniał płynny, kawowy, owocowy odpowiednik haggisu byłaby nim ta Kostaryka

PS zdjęcia oprócz ostatniego z internetów (domena publiczna)

There were many famous Scots, including Angus Podgorny, but I turned out that none of them roasted Costa Rica San Jose in processing Yellow Honey.  Especially since Mr. Angus (pictured with his wife) is still busy sewing 48,000,000 kilts for the inhabitants of the planet Skyron from the Andromeda galaxy.
The coffee I got from my Friend was roasted by Artisan Roast Coffee Roasters in Edinburgh.  Brewed in aeropress and drip it has a flavorful, solid coffee base, but the amount of fruit*-honey-floral pleasures it brings is beyond comprehension.  When the last cup of infusion is finished, the brain demands another one.  Delish!!!
* if there was a liquid, coffee-fruit equivalent to haggis, it would be this Costa Rica

Photos (whithout last one) from public domain.

Głęboki sen roastera/ Deep sleep of roaster

Wiedziałem, że znamienity Browar Trzech Kumpli chce wypuścić na rynek pod swoim szyldem kawę. Później doszły mnie radosne wieści, że kawa już jest w sprzedaży. Doczekałem chwili , że z rąk Przyjaciela otrzymałem dwie paczuszki z ziarenkami. Jedną pod espresso:

Drugą do przelewu:

Rwanda* przyjemna. Dobra kawa do codziennego popijania z tą jeszcze zaletą, że nie wymaga jakiś tajnych receptur i nadmiernych kombinacji z temperaturą, grubością mielenia itp,itd,etc….

Niestety przy wypalaniu kawy pod espresso roaster głeboko przysnął i nawet dźwięk pękania ziarenek przy drugim cracku go nie obudził…

Kawa smolista i tłusta, w smaku przypomina ciemne palenie znane ze Starbucksa….

Obydwie pozycje wyszły z tarnowskiej palarni Darvea.

* jak na produkt rzemieślniczy zabrakło mi informacji o rodzaju obróbki. Ale to tylko mantyczenie, które mam we krwi.

Przerwa/Break

Tak. Chwilę nie pisałem bo inwencja zgasła. A właściwie to pierwiastki natchnienia hurtowo trafiły* w mojego rysunkowego Pana Hyda. Niektóre efekty tych uderzeń inspiracji znajdziecie na http://www.panodespressorysuje.art. Nawarstwiło się kawowych zaległości. Bo i Bieszczady i tureckie kawy od Sławnego Lukmasterbrewing’a i kawki od Michała z ZaparzMnie i kawy pod szyldem Browaru Trzech Kumplo i trwający w ten łikend Warszawski Festiwal Kawy. Cóż Festiwal to morze kawy. Przez 1,5 godziny** spróbwałem aż pięciu min. znakomitej Nikaragui od Auduna , czekoladowo-pralinowej anaerobicznej Kolumbii z litewskiego Taste Map i kawy z tygielka od Cezvemana, wybitnego pasjonata tematu. Kawa była parzona na modłę arabską z kardamonem, anyżem i szafranem.

I jak zawsze sporo przyjemnych pogaduszek.

Mini fotorelacja poniżej :

No i to tyle.

* o cząstkach natchnienia możecie poczytać u Mistrza Pratchetta.

** po 90 minutach od rozpoczęcia Festiwalu było już tyle osób , że wziąłem dudy w miech i uciekłem do domu.