Ledwie kapitan Pedro Mexia Mirabe dowódca fortu El Boqueron zamknął oczy , ledwie zdążył zachrapać po wesołym wieczorze spędzonym przy kościach i napitkach został bruralnie obudzony przerażonym głosem portowego ordynansa José* : „Kapitanie! Piraci wpływają do Boca Grande!!!”. Szybko oprzytomniawszy nakazał budzić swoich kompanów : kapitana Juana de Castaneda dowodzącego galeonem „Santiago” , kapitana Martina Gonzalesa ze statku „Ocasión” i kapitana Francisco de Carvajala dowodzącego żołnierzami stacjonującymi w mieście. Na nogi postawiony też został, prócz setek wojaków i Indian uzbrojonych w łuki i zatrute strzały , gubernator Kartageny** Don Pedro Fernandez de Busto*** opodwładny miłościwie panującego nad Nowym Królestwem Granady i połową świata Króla Hiszpanii Filipa II Habsburga .

Sytuacja okazała się dużo groźniejsza. Kiedy ary złotoskrzydłe swoim krzykiem przegoniły noc kartagińczycy zobaczyli, że w miejsce Jolly Rogerów na masztach rozwinęły się dumnie bandery admiralicji Jej Królewskiej Mości Elżbiety I Tudor. A więc nie piraci tylko znienawidzeni Anglicy! Flotą trzydziestu okrętów , które zajęły strategiczne miejsca w porcie zewnętrznym dowodził z pokładu „Elizabeth Bonaventure” były bukanier i korsarz, postrach mórz Sir Francis „El Draque” Drake.

Walka mimo świętej niedzieli była zażarta , dzielny odpór stawiły dwa hiszpańskie okręty, ciężką do stosowania zaporę stanowiły scalone łańcuchami beczki. Bitwa skończyła się dopiero o zachodzie słońca**** we wtorek 11.II. A.D. MDLXXXVI zwycięstwem Brytyjczyków.
Anglicy zakotwiczyli w Kartagenie na bite dwa miesiące. Przez ten czas targowano się o kwotę wykupu miasta przed zniszczeniem, pito wino, rum i brandy*****, ktoś się z kimś zaprzyjaźnił, ktoś się z kimś zmagał na papiery, pięści albo kawałki ławy z miejscowej tawerny. Tak było. A historię tę wyśpiewała mi w gocławskim szynku Raj Piwosza flaszka szesnastoletniego kartageńskiego rumu Dictador.

Oprócz huku dział, łopotu żagli, świstu strzał Indian Chibcha , szczęku ostrzy białej broni i bryzy znad Karaibskiego Morza napitek przyniósł słodycz suszonych fig, daktyli i śliwek. Aromaty wanilii, mango i mandarynek otulonych delikatną nutą tytoniu od miejscowych Hombres******. Delikates, zwłaszcza że towarzyszyła mu wyciśnięta w Aeropressie kolumbijska kawa******* z prowincji Huila, odmiany Pacamara brawurowo wypalona w warszawkskiej palarni Story Coffee Roasters.

Summer Coffee przyniosło slodycz czekolady i sztorm dojrzałych cytrusów. Co za spotkanie!!!!
* co ciekawe wojskowi ordynansi często mają na imię Józef. Wspomnijmy choćby na Josefa Švejka – ordynansa 91.pułku piechoty z Czeskich Budziejowic podczas I Światowej Wojny.
** Cartagena de Indias niezwykle ważne i cenne miasto na hiszpańskim Złotym Szlaku.
*** oraz jego prawa ręka Don Pedro Vique y Manrique
**** wyjątkowo krwawym tego dnia
***** Angielscy marynarze do rumu przekonali się na dobre niemal sto lat później i raczyli się nim na służbie od roku 1655 do 1970. Tylko gramaż się zmienił z dwóch pólitrowych porcji na początku do 70 gramów pod koniec.
****** choć są tacy, którzy twierdzą, że to byli bardziej Viejos niż Hombres
******* tylko kawy******** paktujące strony nie piły. Jej czas jeszcze nie nadszedł.
******** oraz najprawdopodobniej wody, choć była już wtedy dość znana.
PS w tytule fragment późniejszej niż opisywana historia (taki mały anachronizm) pirackiej pieśni z „Wyspy Piratów” R.L.Stevensona
Sorry my English or résumé:
A bottle of 16-year-old Dictator rum opened in RajPiwosza brought a bloody tale of the conquest of Cartagena de Indias by sir Francis Drake in 1586. The rum also brought the flavors of figs, dates, dried prunes, vanilla, ripe mango and tobacco. The alcohol was accompanied by Colombian coffee from the Huila region, a Pacamara variety roasted at Story Coffee Roasters. Infused with Aeropress, it tasted of chocolate and an ocean of citrus. What a wonderfull combination!
PS In the title of the entry, a fragment of a pirate song from the novel „Treasure Island” by R.L. Stevenson.