ale okazało się, że to żaden z nich nie wypalił Kostaryki San Jose w obróbce Yellow Honey. Zwłaszcza że choćby Pan Angus (na zdjęciu z żoną) wciąż jest zajęty szyciem 48 0000 000 kiltów dla mieszkańców planety Skyron z galaktyki Andromeda.
Kawę , którą dostałem od Przyjaciela wypaliła edynburska palarnia Artisan Roast Coffee Roasters. Parzona aeropressowo-dripowo z jednej strony ma smakową , solidną podstawę kawową ale ilość owocowo*-miodowo-kwiatowych przyjemności, których przysparza jest nie do ogarnięcia. Kiedy kończy się ostatnią filiżankę naparu mózg dopomina się kolejnej. Delicje!!!
* gdyby istniał płynny, kawowy, owocowy odpowiednik haggisu byłaby nim ta Kostaryka
PS zdjęcia oprócz ostatniego z internetów (domena publiczna)
There were many famous Scots, including Angus Podgorny, but I turned out that none of them roasted Costa Rica San Jose in processing Yellow Honey. Especially since Mr. Angus (pictured with his wife) is still busy sewing 48,000,000 kilts for the inhabitants of the planet Skyron from the Andromeda galaxy. The coffee I got from my Friend was roasted by Artisan Roast Coffee Roasters in Edinburgh. Brewed in aeropress and drip it has a flavorful, solid coffee base, but the amount of fruit*-honey-floral pleasures it brings is beyond comprehension. When the last cup of infusion is finished, the brain demands another one. Delish!!! * if there was a liquid, coffee-fruit equivalent to haggis, it would be this Costa Rica
Kawiarnia Cophi Solutions z Hożej to kafejon , który wrósł w warsiaski krajobraz hohoho jak dawno temu. Z wolna zaczął pączkować niczym drożdże na nomen omen pączki. Dwa tygodnie temu otworzyła się w cieniu Poniatoszczaka* czwóreczka ,
w której dziabnąłem espressko na Lwach.
Lokalik jak wszystkie cophijowskie nieduży acz barwny i przytulny.
Można by rzec , że to już prawdziwa lokalna siecióweczka.
Espressko dziabnąłem też (w czasie innym) w trójeczce** na ulicy Górczewskiej przy sławnych pączkach od Zagoździńskich.
Zdaje się , że Kenię z własnego wypału. I owocowa i czekoladowa była.
Pewnie wkrótce nastąpi ekspansja na praską stronę Wisły…
* młodzież teraz mówi Poniatek
** o której jakoś nie złożyło się mi napisać więc macie jeszcze Drodzy Czytelnicy zdjęcie interioru
Zawartość pierwszego z sampelków kaw ze Słowacji pięknie w driperze zakwitła.
Była to myta Uganda Strato Berry z podbratysławskiej palarni Diamond’s Roastery.
Poziomki, jogurt, banany, wanilia. Pychotka.
Różność druga.
W kawiarni No i Co peruwiański szocik z rotterdamskiej palarni Schot.
Dużo słodyczy acz okraszonej niemałą dozą wytrawnych owocków – jakby białej porzeczki, czy jakoś tak.
Chwile, gdy mogę spróbować ziarenek z nieznanej mi palarni zawsze są ekscutujące a duet Ewa&Stanisław za barem jeszcze podbił przyjemność ze spotkania z inkaską kawą.
Różność trzecia.
Pozostając w krainie Wirakoczy przelałem, również myte, ziarenka z palarni Cipolla Caffé z Banskiej Bystricy.
Kawa odmiany bourbon-catuai. Palona nieco omniroastowo. Jesienna, orzechowa , pieczone gruszki i wiśnie. Niezłe by bylo z niej espressko. To był sampelek* drugi i ostatni.
* nie mylić z samplem . Dzięki @lukmasterbrewingu!
Różność czwarta
U Dziarskiego Baristy w Rzeszowie wyprosiłem przelewik z naturala. Był nim beztlenowy Salwador z lodyńskiej palarni Origin.
Super jedwabisty, krągły i gładziutki napar pełen słodyczy i bliżej niesprecyzowanych owocków. Wielka przyjemność i tradycyjnie fachowi bariści i ten piękny , zielony, kafelkowy bar…**
** jego zdjęcie jest do odnalezienie w jednym z moich wpisów z października 2020.
Czekała sobie w lodówce zapuszkowana kawa po wietnamsku. Czekała , czekała aż blaszany walec został odszpuntowany. Likłid z charakterystycznymi , spodziewanymi nutami smakowymi plus słodycz mleka. Napój całkiem, całkiem ale nie tak smaczny jak kawa z phina* przyrządzana w nieistniejącej już niestety Monsoon Café . Minusem spora ilość w składzie utrwalaczy, konserwantów i innych umilaczy .
* tradycyjny wietnamski zaparzacz
Różność druga:
W Cophi na Hożej wymusiłem espressko na ziarenkach** z Mistrzostw Polski Aeropress 2022. Kwasowość wycisnęła łzy z oczu. Poratowałem się odrobiną cukru. Kawa wyłagodniała. Miałem wrażenie kończąc zawartość filiżanki , że obcuję ze śliwkami w occie. Intrygujące doświadczenie.
** Kolumbii w jakiejś mocno fermentacyjnej obróbce
Różność trzecia :
Kaw z oslańskie/oslońskiej/osloańskiej*** palarni Tima Wendelboe miałem okazję spróbować ze trzy razy ale nigdy ziarenka nie trafiły pod moją strzechę. Paczuszka mytej Kenii Gachatha wpadła w me ręce dzięki serdeczności&uprzejmości Asi&Ewy z Café Filtry&Kawiarnia No i co. Pomidorowo-lubczykowy zapach nie pozostawiał złudzeń , że to ewidentnie produkt z krainy Karen Blixen. W smaku coś jakby morelki, czereśnie, hibiskus. Fajniutka.
*** z Oslo
Różność 4:
Probkę ziaren pod espresso ofiarował mi pojawiający się czasem na szpaltach bloga @lukmasterbrewing. Kawa pochodzi ze znakomitej palarni Supremo Kaffee**** z Unterhaching . Jak widać na powyższym zdjęciu poddana została tygielkizacji z odrobiną cukru.
1.Canned milk Vietnamese coffee. Taste almost like prepared in phin dripper. Only too much of chemical ingredietns inside.
2. At Cophi Café espresso with anaerobic** Colombia from Polish Aerpopress Championship. Harsh&sour. With a little bit of sugar tasted plums in vinegar. Lots of interesting to try.
* or aerobic or any other fermantation process
3.First in my live** I got possibility to brew coffee from Tim Wendelboe. Washed Kenya Gachatha was full of hibiscus, wild cherries, peaches and tomato-loverage aroma. Delish!
** thanks to Asia&Ewa – owners of Filtry Café&No i co Café
4. Espresso sample of Supremo Kaffee (gift from @lukmasterbrewing) . Made in ibrik/cezve plus sugar. Dense, dark, intensive, chocolate. Perfect for wintertime evenings.
Trafiło się jak ćma głuchemu nietoperzowi spróbować kawki z nowej palarni. Trafiła się taka radość w palarni Story z rąk Pana Wojtka , któren zmajstrował napar w Chemexie. Napar zmajstrował z mytej Kenii Ruthagati sygnowanej znakomitą toruńską kawiarnią Napar.
Bardzo w porządeczku. Przyjemnie było wychylić czareczkę. Pan Wojtek wyczarował też flatłajta z zającem*.
Recently, I have come across theses of new coffee points.
„Ech Mech” is a 3-year-old cafe in Warsaw’s Białołęka district, which introduced alternative brewing methods 3 months ago. They are learning, they are full of enthusiasm and Areopress was very ok.
„Eter” is a vegan pastry shop where you can drink drip and others methods. The espresso was absolutely correct.
„Rahman Market” is an oriental delicatessen (meat, sweets, coffee, tea) where you can drink Turkish coffee prepared traditionally in sand. There are no seats so it’s a cezve a la classic Italian espresso at the bar.
Panu Kierce trzydzieści lat oczekiwania na mieszkanie zleciało jak z bicza strzelił :
Podobnie i mi , tyle że piętnaście , zlecialo jak z bicza strzelił na przesiadywaniu**** w Kawiarni Filtry dokąd „zaciagnął”*** mnie Sensei Paweł Siemaszko , a który to Kafejon właśnie taką okrągłą rocznicę będzie hucznie świętować dnia 03. września roku bieżącego.
Wpis urodzinowy bez wątpienia pojawi się chwilę po Jublu , jak tylko obeschną łzy wzruszenia. Dziś śpieszę donieść, że będę prowadził** drugą pozycję z plakatu a także parzył kawki po turecku na każde życzenie Miłych Gości spragnionych spotkania z tradycją vel kawą pierwszofalową. Ziarna pod tygielek wypali sam Mistrz Świata w roastingu Audun Sørbotten! Tak, że tak.
Gorąco na filtrowy jubileusz zapraszam wszystkich co mogą przyjść. A jeśli Ktoś lub Ktosia nie może to niech też przyflanuje.
* a w Filtrach wszystko kawowo-nowofalowe się w Polsce zaczęło.
** dzięki Ewo&Asiu jesteście Cudowne a ja dogłębnie przerażony!
*** prawdopodobnie nie opierałem się zbyt mocno.
**** były też połączone z przesiadywaniem niezliczone małe czarne, przelewiki, z rzadka coś z mleczkiem , dużo śmiechu , żarcików oraz zrozmowy, pogaduszki, ploteczki….
W połowie lipca , w pierwszej połowie lipca a dokładnie 13.07. zagłębiłem się w w wywiad z kawową wszechmistrzynią Agnieszką Rojewską. W odpowiedzi na pytanie o to, które warszawskie kawiarnie poleca pojawił się Błysk. Zapaliła mi się lampka nieznajomości łamane na niewiedzy. Internety nie pomogły więc zapukałem do miejscowej Kawopedii*. Okazało się, że rzeczony kafejon dopiero ma się w okolicach Placu Wilsona otworzyć. Podjechałem nawet zlokalizować.
Kawiarnia Błysk odpaliła 08.08.
Lokalik niewielki , kameralny , przytulny, lokalny**** z Lamą**.
W ofercie do wyboru trzy espresska oraz przelewiki z palarni Heresy Reformed Coffee oraz Good Coffee. Namówić się dałem przemiłej Pani Właścicielce*** (poznałem też Pana Właściciela oraz ich Psisko) na Brazylię w jakiejś niestandardowej, heretyckiej fermentacji.
Gładka , owocowa , orzeźwiająca z tym charakterystycznym dla kaw fermentowanych twistem. Spróbowałem też bardzo dobrego cold brew. Była też wciągająca kawowa pogawędka.
W krótkim czasie (vide poprzedni wpis) pojawił się baaardzo mocny punkt na kawowej mapie Wawuni.
* niejaki @lukmasterbrewing / European Coffee Trip *****
** niektórzy mówią La Marzocco
*** ex sławny łódzki kafejon Owoce i Warzywa
**** kiedyś można tu było zakosztować rurek z kremem
***** próbowałem się najpierw dobić do Marjory the Trash Head, po naszemu Tajemnicza Wiedźma Ple Ple , ale była nieosiągalna.
Tak przed laty zaczynał się program przyrodniczy Zwierzyniec. Przypomniały mi się te słowa kiedy zmierzałem ku roztoczańskiemu miasteczku o takiej samej nazwie.
Droga wiodła asfaltem ,
wiodła leśnymi duktami ,
koło Maryjek
i kapliczek
wprost do kawiarenki Spóźniony Słowik ,
gdzie w menu wypatrzyłem pozycję „Drip” . A że ceny espresso nieco się przestraszyłem zamówiłem olbrzymią filiżankę przelewu.
Sympatyczne Panie za barem były jedynie w stanie powiedzieć, że kawa – „taka do parzenia” pochodzi ze złotej paczki. Była dość ciężka , nieco zbożowa z subtelnym posmakiem tajemniczych czerwonych kulek z pajęczyny.
Wartością dodatkową było to , że w czarnej tafli kawy odbijała się brzoza. Dobrze było pojechać w nieznane.