Jak prowadzić statystykę kaw z nowych palarni skoro pojawiają się takie projekty jak napotkany w KapKap Café – 1000 Hills Products. Bo niby coś nowego ale ziarna wypalane przez doskonale znanego Auduna.
Ale nic to*. Pomysł super. Kawy odmiany Red Bourbon tylko z jednego rwandyjskiego regionu Muhabura w rozmaitych obróbkach.
Jak można dojrzeć na powyższym zdjęciu sięgnąłem po proces Honey. Był i miód i jabłka i trzcinowy cukier i czarna herbata. Bardzo przyjemna z V60.
Skąd to wiadomo a po trasie podrzucili do lubelskiej Zony* paczkę mytej Rwandy z wileńskiej palarni Taste Map.
Mimo sąsiedztwa litewskie nowofalowe kawy nie trafiają zbyt często do naszych filiżanek więc tym większa radość. Smak kandyzowanych czereśni, moreli**, karmelków i cytrusów towarzyszył mi niemal do samej Wawuni.
Dobrze się w deszczu popijało.
* siostrzany lokal ParZony z italską kuchnią i świetnym kawowym barem pod pieczą Pana Konrada – klasyka lubelskiej trzeciej fali, współzałożyciela KapKap Café.
Pani Baristka Maja z Samych Fusów podesłała mi była wieść, że ktoś z Polski poszukuje chętnych do spróbowania kaw i wyrażenia o nich opinii. A że wypałow z Buska Zdroju jeszcze nie próbowałem to niczym tytułowy bohater piosenki T-raperów znad Wisły ruszyłem drogą mailową upolować trochę sanatoryjne kofeiny.
Dlaczego sanatoryjnej? – zapytacie Drodzy Czytelnicy. Otóż wypalona jest na terenie Włóknarza*
Wymiana listeli** przebiegała sprawnie dopóty dopóki interlokutor dostawszy informację o tym jak może przesłać probki przestał się odzywać***. Już postawiłem kreskę nad produktami Smaku Kawy i Herbaty aż tu nagle Starszy nad Baristami odsypał mi nieco ze swoich próbek. Kawy o smaku czekoladowym i orzechowym ominąłem szerokim łukiem ale zmierzyłem się za pomocą Aeropressa z Gwatemalą.
Napar na starcie przypominał trochę drewniany smak świeżo rozgryzionego ziarenka. Potem znad posmaku piwnicznego kurzu zaczęły nieśmiało przedzierać się bliżej niesprecyzowane, kwaskowate owoce przykryte jednakże sporymi pokładami wyżej wymienionego drewna.
Wrażenie mam takie, że kawa nie była jakaś koszmarna ale zabrakło jej prawdopodobnie nieco i do pierwszej świeżości i do 80 punktów wg skali SCAA. Ale cóż od czegoś trzeba zacząć.
Palarnia nr 35/2020
* nie mam na myśli klubu żużlowego z Częstochowy
** taką nazwę dla elektronicznych listów uknuł w audycji „Strefa Rock’n’rolla wolna od Angola” red. Doktor Wilczur***** że Ś.P. Trójki.
*** pewnie na okoliczność natłoku chętnych do spróbowania moja korespondencja gdzieś się zapodziała
**** ale nie prof.Rafał Wilczur vel Antoni „Znachor” Kosiba
Ps. możecie zapytać jeszcze Drodzy Czytelnicy czym różnią się obydwa zdjęcia kawy w Aeropressie? Niczym. Niechcący dodawszy nie potrafię drugiego w nowym edytorze WordPressa usunąć….
Jan Kaczmarek śpiewał o grozie, która czai się pod taflą jeziora. Odkąd usłyszałem ten utwór nie zbliżam się na mniej niż dwa metry do brzegu. Miałem też pewne obawy by podejść do kawowej rikszy zaparkowanej u wrót jednego z zachodniopomorskich jezior. Ale poniższa tabliczka mnie przekonała.
Zamówiłem standardowo Espresso. Było przyjemnie italskie. Zaidagowany o ziarno, palarnię i te rzeczy pan barista dość niechętnie wyjawił, że pali im znajomy* i że nie wie co w skład mieszanki wchodzi.
Grunt, że kawa prosto z palarni…
* na stronie franczyzodawcy też ni słowa czy palą sami czy się kimś wyręczają. Korposekrety….
Kawiarnia Karma na Placu Zbawiciela serwuje* kawy od ponad osiemnastu lat! Raptem kilka** przez ten czas razy zaniosło mnie w jej progi. Dziś przyfalnowałem z rozmysłem, zasiadłem z pełną filiżanką i poczułem, że mógłbym tak spędzić dzień cały patrząc na życie tego skrawka*** Warszawy.
Stojąc w kolejce do baru kombinowałem czy zamówić przelew czy tradycyjne espresso ale wzrok utkwił mi w rzadko spotykanej w menu kawiarń pozycji p.t. ristretto. A że była jeszcze pozycja podwójne**** ristretto nie wahałem się ni sekundy.
Body i krema jak trzeba , dużo orzechowo-czekoladowej słodkości okraszonej delikatnym grejpfrutem . Jakże dobrze smakowało. Jakże przyjemnie***** upłynął kawałek życia.
* oraz pali na własne potrzeby
** trzy może, nie więcej
*** starałem się nie patrzeć zanadto w lewo by nie ranić oczu widokiem „ruin” po Corso.
**** tego nie serwują chyba nigdzie indziej w Warszawie.
***** ale też i zadziwieniem jak mogłem przegapić nadejście jesieni. Albo koniec lata. Co kto woli.
Ps. W tytule fragment arcypowieści Johna Irvinga „Hotel New Hampshire” w tłumaczeniu Michała Kłobukowskiego.
Pytanie czy gdyby bohaterom* „Argonautyki” Appolonisa znana była kawa to czy tak senności i nocy by się łatwo** poddali.
Autor dzieła o Jazonie******* i Argonautach musiałby urodzić się w początkach wieku XX by napić się kawy palonej na ojczystej wyspie Rodos. Bowiem w roku 1920 w stolicy tejże powstała pierwsza palarnia pod szyldem M.K.Kamarisa . I z odległego*** stamtąd paczuszka kawy pod briki do mnie przybyła. I „Pewnie niezwłocznie zaparzyłeś” stwierdzicie Drodzy Czytelnicy. A jakże!!!
„I jak!?!?” niczym grecki chór zakrzykniecie . Odpowiem tak kto był w Helladzie i pił kawę „po grecku” ten wie , wspaniale! – tylko**** widoku na błękity i szmaragdy morza brakuje. Nie mniej czysta radość.
* albo autorowi
** oczywiście łatwo jest obraźliwym nadużyciem bo przecież wiemy z historii starożytnej, że owcześni Grecy nie podawali się bez walki! Albo w ogóle.
*** jak by iść pieszo***** to ponad 2200 km
**** no i może jeszcze kieliszeczka winogronowej rakiji
***** no i trochę wpław albo drakkarem******
Palarnia nr 34/2020
Ps. w tytule fragment w tłumaczeniu Pani Abramowiczówny
****** jakim drakkarem???? To nie ta opowieść!!!!
******* było w latach 80tych serial SF „Jazon z gwiezdnego patrolu”. Ale dalekiego nawet pokrewieństwa między obydwoma bohaterami trudno się dopatrzyć , choć kto wie…
Ps 2 „po grecku” w cudzysłowie bo to jednak spóścizna otomańska. Zdażyło mi się razu pewnego w Turcji zamówić kawę po grecku… mimo upływu lat pełen urazy i wściekłości wzrok kelnerki wciąż mnie prześladuje we śnie i na jawie.
Trafiła się okazja* spróbować „kawy”** z topinambura (Helianthus tuberosus) ***.
Wyglądała nieco jak woda z kałuży. Smak na pierwszy rzut oka nieco przeraźliwy ale z czasem pijalny. Nie żebym miał ochotę powtórzyć , chyba że przecedzoną z mlekiem skondensowanym.
* okazja, czyli kawa za Rybaka. No i jak nie wypić?!
** jeśli tak można nazwać napar z żołędzi, cykorii czy innych roślin
*** plus mniszek, cynamon, kardamon i coś tam****
***** tego coś tam w składzie było najmniej
Ps.w tytule wpisu fragmencik tekstu znanej piosenki autorstwa Jonasza Kofty
W tym roku nie odbyły się ani Warszawski Festiwal Kawy ani World of Coffee. Zamiast nich w miniony łikend potoczył się Warsaw Coffee Market w Hali Gwardii*.
Na imprezie objawiła się trochę starych znajomych** ale też ku mojej radości palarnie, których wypałów nie miałem okazji spróbować. Na nich więc się skupiłem.
Celowo nie podszedłem do Kawy Popularnej*** więc moje skupienie ograniczyło się do trzech nowalijek.
Primo :
Bracia Ziółkowscy z trójkąta Białobrzegi, Kozienice, Warka. Spróbowałem Rwandę Rushashi z Moccamastera. Czyściutka , trochę mlecznych karmelków, tropikalii , porzeczek.
Duża przyjemność okraszona przyjemną pogawędką z jednym z braci. I etykiety klawe mają!
Secundo :
Zielonogórscy Coffee Hunters zaparzali w trybie szybki przelew Kostarykę, która smakowała niczym klasyczna, słodka, czekoladowo-orzechowa Brazylia.
Natomiast pod szyldem Kyoto Coffee Roasters**** serwowali dobre cold brew w wersji klasycznej oraz w połączeniu z samodzielnie robionym tonikiem. Mocno smakowite.
Tertio :
DEARJUDGES
Kawy od Janiny (@jlbrewing na instagramie) . Pasjonujące doznania smakowe przynależały do każdej z czterech próbowanych kaw.
Było jednym słowem EKSCYTUJĄCO!!!
W jednym z kolejnych wpisów opiszę co wyciągnąłem z próbek , którymi Janina w Swojej szczodrości mnie obdarowała.
Miałem je wypróbować na wyjeździe za miasto ale trochę nie było warunków i nieco zostałem zainteresowany rozmową o właściwej dla kawy wodzie. Więcej przeczytacie wkrótce.
* było i Cophi (mersi za próbeczki)
i Story Coffee Roasters i Coffee nad Sons i wreszcie jak zwykle gites pogawędka o kawie i okolicach z Pawłem z Gorilla Coffee wraz z degustacją intrygujących likłidów .
Etiopia cold brew skończyła się na wycieczce za miasto dużo za szybko….
** odkryłem, że mają okienko obok Pani Jandy Teatru Polonii to sobie zapukam i spróbuję.
**** w koprodukcji z Browarem Birbant
Warsaw Coffee Market był kameralną i sympatyczną imprezą dającą szansę na pobróbowanie kaw bez nadmiernego tłoku oraz na dobre rozmowy.
Tytuł wpisu będący fragmentem wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego p.t. „Spotkanie w Szczecinie” zdradził Wam Drodzy Czytelnicy nazwę grodu, którego trzeciofalowe kawiarnie miałem od dawna* pokusę speregrynować i czego w końcu** dokonałem.
Jechałem z myślą o czterech punktach z czego jeden wyszedł inny niż zamierzany. Ale ad rem.
Najbardziej polecaną*** kawiarnią w stolicy paprykarza jest #alternatywnie.
Jasny , dość minimalistyczny lokal , dość hmmm… hipsterski, coffeedeskowy****.
Do filiżanki trafiła Gwatemala z Coffee Proficiency
Bardzo przyzwoita ale niezapamiętywalna.
Pierwszą kawiarnią do której zawitałem był lokal inspirowany bliskim Berlinem o wdzięcznej nazwie ,nomen omen, Café Berlin.
Piękne***** wysokie wnętrze , stare podłogi i zachwycające drzwi.
Do filiżanki trafiło Peru od Hard Beansów.
Dużo przyjemne******, czekoladowe i coś trochę jakby dojrzałe mango. Extra sympatyczna Pani Baristka na dokładkę. Aż się wyjść nie chciało. A że czas gonił******* przebiegnąwszy przez #alternatywnie dotarłem do polecanej przez Panią Baristkę z Café Berlin kawiarni Przystań na kawę . Trochę na szybko łyknąłem Etiopię z wrocławskiego Czarnego Deszczu********.
Gites było , czekokadowe i tofikowe bardziej niż owocowe i earl greyowe jak to przy etiopskich kawach się oczekuje. A jak lokal zapytacie Drodzy Czytelnicy? Mało się przyjżałem ze względu na ścisk ludzi przybyłych na didżejski set przed kafejonem ale dość undergroundowo********* i dwa młynki pod espresso w użytku mają.
Dopiłem i naszpikowany kofeiną mijając kolejną uliczną wododajnię
zaniosłem się do ostatniego punktu szczecińskiego kawowego flanningu, czyli do kafejonu Bardzo Dobrze.
Jasny, światły, wielce sympatyczny interior i bardzo fajna załoga za barem. Jako że pod espresso były tylko ziarenka z palarni Java Coffee złapałem się i poprosiłem o kubek Rwandę od Auduna via szybki przelew***********.
Pychotka. Marcepan, pomarańcze, jabłka. Pychotka.
Ps. Pan Barista z Bardzo Dobrze stwierdził, że nie ma jeszcze w Szczecinie kultury kawowej************i są tylko cztery kawiarnie************* . Cóż w Wawuni, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu, Lublinie, Białymstoku też kiedyś nie było.
* lat kilka minęło odkąd powiedziawszy się, że działają nieistniejące Stojaki i pomyślałem , że fajno by na kraniec Polski ruszyć.
** zuch!
*** np przez Roberta R. wicemistrza Polski w paleniu kawy ze Story Coffee Warsaw.
**** kto był ten wie
***** jeszcze jak by je kilkoma polskimi złotymi dopieścić…..
****** zwłaszcza, że te same ziarna w kawiarni Waszyngton wyszły strasznie
******* są ludzie, którzy odwiedzają pięć europejskich stolic w pięć dni. Ja zaś odwiedziłem cztery kawiarnie w dziewięćdziesiąt siedem minut.
******** nazwa zainspirowana filmem
********* nie inspirowane filmem
********** fast transfer jak mawiają Angielczycy
************ choć Antoni Bourdain twierdził, że nie ma czegoś takiego jak kultura kawowa.
************* oraz palarnia To Kawa, której odrzwia zważywszy na późną porę peregrynacji zastałem zamknięte.