Tak przynajmniej pokrzykując w lesie, wraz z niejakim wsparciem Dziadka Jacka, twierdził/przypuszczał Grzegorz Poszepszynski.
Oczarowany tak światłą poradą postanowiłem wypróbować ją w warszawskich kafejonach. Podszedłszy pod Cophi zawołałem gromko HOP HOP i już po chwili z wnętrza wychynęły ręce Pana Starszego Baristy z zestawem obowiązkowym.
W ramach akcji hasztagPIJELOKALNE espresso* z lokalnej ołklandzkiej palarni Allpress Espresso. Przyjemny balans słodyczy , goryczki i kwasowatości z sympatyczną cremą.
Luku i Tamilu grazie !
Aby utwierdzić się w działaniu sztuczki poszepszyńskich doturlałem się do Kawiarni Relax , gdzie po wypowiedzeniu magicznych słów HOP HOP z okienka wyłoniła się Etiopia z lokalnej barcelońskiej palarni Hidden.
Dużo wytrawna ale przełamana miodem. Z piękną rudobrązową cremą**. Fest smaczna.
* wszystko odbyło się wg najwyższych standardów kawy na wynos!!!
** uwierzcie na słowo bo zdjęcie nie wyszło
Ps a więc możecie teraz sami , nauczeni moim doświadczeniem podejść pod dowolny kafejon i zakrzyknąwszy z całych sił HOP HOP otrzymać kawusię.
Ps 2 w odbiciu Przyjaciel , ktory może potwierdzić , że to o czym piszę to żywa prawda bez cienia konfabulacji bo był przy tym.
Ps 3 oraz odbija się fragment roweru. Niestety jaką historię może potwierdzić bicykl nie mam pojęcia.