Takie słowa usłyszałem przechodząc koło sanktuarium w Krasnobrodzie. Postanowiłem nim się apokaliptyczne proroctwo wypełni wypić jeszcze jedno lub dwa espresska.
Na pierwszy ogień poszedł szocik z ziarenek z podświdnickiego U Kawiarza wypity w Lodziarni Pistacja Kurantowskich. Dobry , solidny Włoch . Zwłaszcza pod fantastyczne lody.
Mając jeszcze minutkę* zajrzałem do restauracjo-kawiarni Dominikańska.
Zawartość filiżanki objawiła się dość zaskakującą. Albowiem espresso nie miało cremy tylko wianuszek dookoła ścianek. A po drugie miało może 15 ml. Takie ristretto a nawet jego skrócona wersja. Bardzo bardzo intensywne i nawet intrygujące.
Było się w Andronach. Przed kilku laty się było. Było espresso z jakiś ziarenek z Euro Café. Los mnie jakoś przez dłuższy czas nie zawiewał na Wąwolnicką ale w końcu przywiał. I było się po raz wtóry.
Przytrafiło się ponownie espressko ale z wielce nieoczekiwanego źródła. Otóż znajomy Pana Właściciela Andronów jest co bym mocno nie nakłamał antropologiem/archeologiem* w Peru na stanowisku pracy zlokalizowanym w okolicach masywu Machu Picchu. Pozyskuje rosnącą tam kawę , która po przefrachtowaniu do Polski i wypaleniu w Poznaniu prezentuje się jak na poniższym zdjątku.
Zaprezentowała się również w kubeczku bardzo oleistą strukturą oraz gęstą kremą.W smaku dużo czekolady, melasy i muśnięcie tropikalnych owocków. Mocno smakowita.
* duża szansa , że to inny zawód być może również na literę a zaczynający się i kończący się na -olog.
PS do kawy jakimś dziwnym trafem przytrafiło się baklawa. Deser co prawda mało peruwiański ale z piciem kawy nierozerwalnie splątany podwójnym Nelsonem.
PS II ujmująco się w grochowskich Andronach odpoczywa przy kawce czy co tam kto lubi.
PS III tytuł za SJP PWN
PS IV ciekaostka : w pojedynkę andron (Ἀνδρῶν) – reprezentacyjnym pomieszczeniem domu był w dawnej Grecji.
Na skrzydłach* jak ptak na wieść o kawowej imprezce podreptałem w ostatnią niedzielę maja do Katowic. Nim dotarłem do Galerii Szyb Wilson zahaczyłem o znamienite Muzeum Śląskie****** gdzie natrafiłem na kawowy artefakt świadczący o długiej historii kofeiny w Katowicach .
Ze zbiorów Muzeum Śląskiego w Katowicach Ze zbiorów Muzeum Śląskiego w Katowicach
W rytmach lekkiego opadu typu deszcz zawitałem do świetnego postkopanialnego interioru , w którym rozgościło się kilkanaście krajowych palarni.
Na pierwszy łyk** wybrałem smaczną , słodziutką Indonezję z biłgorajskiego Coffee&Sons (albo jak ktoś woli Kawa od Synków).
Po sąsiedzku zachęcał do poksztowania dystrybutor zielonego ziarna !Fest Coffee Mission.
Wielce sympatycznie się rozmawiało*** a naturalny Honduras wyśmienity, czyściutki, orzeźwiejący smak cytrusów. Najfajniesze festiwalowe chwile to poznanie firm o których istnieniu nie miałem pojęcia.
Następnie podreptałem do gliwickiego Kafara gdzie od wieków niewidzianych Adama i mojego kawowego Senseia Pawła S. wypiłem świetne brazylijskie espressko i równie w deseczkie przelewik.
Kolejna w kubeczek trafiła pychotna Kostaryka z bielsko-czechowickiego Propera.
Super kawusia z palarni, którą znałem tylko ze słyszenia i nie mniej super pogwarki z Dominiką****.
Na deser koldbriu z syropem chmielowym w Dobra Palarnia Kawy. Zacna smakowo idea.
Oczywiście nim ” zasłużyłem” na deser próbowałem kaw dystrybuowany i przygotowanych w termosach przez kawa.pl . Radość niezmienną wzbudziła obecność w nichże ateńskiego Under Doga.
Skosztowałem też kawuś z dwóch nieznanych palarni czyli berlińskiego 19grams
Oraz wprost z Porto Salvadoru z palarni Sensu
Kawy były apetyczne jednak termosy trochę zabiły pełnię możliwości ziarenek.
Na Festiwalu odwiedziłem warsiaskich Przyjaciół ze Story (w lewym rogu Pan Wojtek*****) i
i z Cophi , którym czemuś zdjęcia nie zrobiłem choć wybitnie fotogeniczna to Ekipka.
*na tyle na ile pociąg PKP ma skrzydła i o ile można dreptać na skrzydłach
**po prawdzie pierwszy łyk kawy odbył się w jednej z katowickich kawiarni ale to zupełnie inna opowieść.
*** i gratis pod postacią torby się przydarzył.
**** dzięki za kawę dla Samych Fusów!!!!
***** reszta Załogi zdążyła nawiać jak mnie tylko zobaczyła
Festiwal był to hmmm…. dwubiegunowy. Dla wystawców dramat bo ludzkości przyszło mikro. Dla mnie gites bo spokojnie mogłem sobie pomantyczyć przy kawiarnianych stoiskach. Wszystkich nie odwiedziłem a i tak wychodząc wyglądałem mniej więcej jak na poniższym zdjęciu :
KKKUKK
Kukła projektu Janusza Wiśniewskiego ze zbiorów Muzeum Śląskiego w Katowicach do przedstawienia „Koniec Europy”
Sorry my English or résumé:
In last week of May there was a quite strange Coffee Festival in Katowice. Plenty of Polish coffee roasters (and some Europen to try from thermoses) and almost any visitors. For me sooo nice because I could drink and talk, talk and drink without any traffic . But for the exhibitors absolutely tragic! After festival I looked like on the last photo.
PS w tytule fragment piosenki „Kawiarenki” autorstwa duetu Wojciech Stanislaw Trzcinski & Jerzy Kleyna , którą tak fantastycznie wyśpiewała Pani Irena Jarocka.
Pardon my English or résumé:
Finally!!! Coffee from porcelain. Without hiding. So so wonderfull !!! The first espresso at Bar Kawowy .
Długo się zbierałem do wypicia zawartości kawy z puszki. Dni mijały , zbliżył się termin przydatności do spożycia. Nie wiedzieć kiedy termin (vide zdjęcie poniżej) ów upłynął aż wreszcie zapadła decyzja o odszpuntowaniu brytyjskiego* napitku.
Spod zawleczki owsianego Latte Nitro Cold Brew wyleciała azotowa mgiełka, niczym Dżinn z lampy, co spowodowało , że Brazylia Sul de Minas odmiany Bourbon zamiast pięknie się puszyć** , w kieliszku przypominała praktycznie najzwyczajniejszą kawusię z mlekiem.
W smaku rozpuszczalna ze śmietanką w proszku, delikatnie słodka od owsa. O miłej, dość kremowej strukturze. Elegancko przetrwał probę czasu napitek firmy Minor Figures Coffee.
*firma oryginalnie Australijska ale zakład produkcyjny na Europę we Wschodnim Londynie jeszcze przed brexitem był się znajdował.
** kto pił kawę na azocie, Guinnessa albo czeskie piwo Velvet wie o co chodzi.
Sorry my English or résumé:
A bit out of date (see the first photo) Latte Nitro Cold Brew from Minor Figures Coffee was unexpectedly pretty tasty – like instant coffee with cream powder. With oats sweetness. Smooth body but without nitro/Guinness effect.
Od rana chodzi za mną te słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego : „Oto najlepszy jest relaks – Niedziela na Głównym, na Głównym niedziela” . Nie za bardzo miałem ochotę jechać na wspomniany dworzec więc przy tak zwanej okazji wpłynąłem niesiony potokami wody z topniejącego śniegu do Hali Gwardii.
Na stoisku Gorilla Coffee zakupiłem kenijskiego szocika, którego w dzisiejszą jakże przednówkową niedzielę nucąc sobie „niedziela na Gwardii, na Gwardii niedziela” ze smakiem wychyliłem do tak zwanego dna.
Na wolnym powietrzu ostatnie podrygi zimy , w głowie
kołaczą się myśli, że tak pięknie to prędko nie będzie , że z nadejściem roztopów zwiastujących nieuchronne nadejście wiosny odlecą w dalekie strony przedstawiciele* zimolubnych.
Tymczasem w tygielku elegancko zabulgotała Brazylia z Piccolo Coffee będącej okruchem łomiankowskiej lodziarni o nazwie nomen omen Piccolo.
Brazylijska robuścianoarabiczna mieszanka, której koniec świeżości wyznaczono na 21.VI** po przelaniu do filiżanki smakowała jak greckie wakacje.
Może nie stifado czy kleftiko ale klasyczną kawę z Hellady parzoną w bríki***.Tyle wspomnień w jednej filiżance.
* na zdjęciu migracyjny gatunek Stormtroopersów na planecie Hoth. Czyli w całkiem dalekich stronach. Nawet dalszych niż Graudentium. ** wszak wiecie Drodzy Czytelnicy co jest 21.VI.!!! *** albo z μπρίκι
PS w tytule zabawa z wersami piosenki „Finlandia” duetu B.Linda&Świetliki
PS II wpis powstał przy udziale JJ – Przyjaciela na emigracji w Graudenz . Czyli bliżej**** niż planeta Hoth w Układzie Hoth.
**** bliżej od Bródna bo od Dagobah dalej nie wspominając o Alderaanie.
Jak prowadzić statystykę kaw z nowych palarni skoro pojawiają się takie projekty jak napotkany w KapKap Café – 1000 Hills Products. Bo niby coś nowego ale ziarna wypalane przez doskonale znanego Auduna.
Ale nic to*. Pomysł super. Kawy odmiany Red Bourbon tylko z jednego rwandyjskiego regionu Muhabura w rozmaitych obróbkach.
Jak można dojrzeć na powyższym zdjęciu sięgnąłem po proces Honey. Był i miód i jabłka i trzcinowy cukier i czarna herbata. Bardzo przyjemna z V60.
Możecie Drodzy Czytelnicy zakrzyknąć „Co za nieaktualny tytuł” albo „W maju trzeba było”. Otóż nie , dzielnie błądzicie ale nie. Jest niezaprzeczalnie aktualny. Albowiem Zimna Zośka to lodowo-kawowy pawilonik na tomaszowskim* Rynku (obok zabytkowego budynku Czajowny).
Na lodach się specjalnie nie znam** ale świetną konsystencję mają, natomiast espresso zaskakująco dobre***.
Rozmaite odcienie czekolady, bez drewna i popiołu. Gęste body i puchata crema. Nie wiem jaka baza ale czy to ważne? Grunt, że mocno podchodzące.
Jeśli byście przyjeżdżali bez Tomaszów**** zróbcie Sobie przerwę na regenerację.
* ale nie tego gdzie wpada się z najmilszym na dzień.
** żeby nie powiedzieć, że fanem lodowych gałek nie jestem.
*** piłem i w roku minionym i po dwakroć w bieżącym
**** chyba że namierzycie Zimną Zośkę w Hrubieszowie albo Zamościu.
Są takie dni, że po czwartej kawie nagle przychodzi smak aby wreszcie napić się jakiegoś espressa .
Tak było i dzisiaj. Bujając się po Pradze Północ wstąpiłem więc do świeżo* odkrytej kawiarenki przynależącej do Palarni 3P**.
Wybrać pod espresso można dowolną kawę z oferty. Poprosiłem o szota z mytej Rwandy Akagera***.
W nieco przybrudzonej**** filiżance zagościł napar jakby zbożowy*****, gorzkoczekoladowy z jakimś tam prawdopodobnie owocowym tłem. Nie to żeby niedobra****** ale dziwna i szorstka.
* jakiś tydzień temu.
** rozwinięcie nazwy w logu. Działają już pięć (Sic!) lat pod tym adresem, znaczy się Tarchomińska 11.
*** strona palarni umieszcza ją w kategorii kaw nieoczywistych….
**** ale minimalnie. Nieco przy uszku i odrobinę spodeczek na brzeżkach.
***** ale nie wołek zbożowy, tylko prażona cykoria, żołędzie – składniki klasycznej zbożówki.
****** trzecio/nowofalowcy zapewne by powiedzieli „FUJ”.