Zwlekałem, zwlekałem i zwlekałem z parzeniem w pięknym gaiwana, który dostałem w prezencie. Czekałem prawdopodobnie na godną tego pięknego naczynia herbatę.
Stał się nią wyśmienita czarna GABA* z eherbata.pl
Napar łączył w sobie słodycz suszonych owoców, mineralność oloongów skalistych (z Gór Wu Yi) świeżość mięty i taninową wytrawność . Prawdziwe delicje nie tracące smakowych walorów nawet po 10-tym zaparzeniu metodą gonfu cha.
I got extraordinary possibility to brew exceptional GABA black bio tea from eherbata.pl . In new, Gift gaiwan (gongfu cha brew method) it was sweet from dried fruits, dry from rocky oolongs from Wuyi Mountains and some river mint freshments. Great tea&awsome gaiwan!
Napar bardziej wytrawny od puszonga. Trawiastość, kiwi , konwalie. Coś na smak doskonałego Rieslinga. Fantazja.
A kolor herbaty? Poezja! Oceńcie sami Drodzy Czytelnicy.
* właściwie to takiego dynksu z tłoczkiem, który upraszcza parzenie herbaty metodą gon fu cha.
** a nawet obydwa
*** niczego innego nie oczekiwałem
To była znakomita napitkowo niedziela ukoronowana odkryciem dzięki Dwójkowej audycji „Dawno niedawno” oszałamiającej sopranistki Giulii Semanzato w nagraniu z Kameralistami z Bazylei.
PS herbaty zakupione za własne . Wpis nie sponsorowany.
Miała w Hali Gwardii pod koniec września kolejna edycja kawowej imprezki pod angielsko brzmiącą nazwą widoczną w tytule.
Mimo zniechęcającego językowo (przyznacie , że to jakiś stylistyczny bełkot ) anonsu ze strony organizatorów wdepnąłem na godzinkę czy dwie.
Spotkałem wiele znajomych person oraz kilka nowych postaci z kawowego półświatka. Wypiłem sporo przelewowej kawy, nieco herbaty i ani jednego espresso . Naplotkowałem się do cna i przytargałem do domu trochę ziarenek. To tak w skrócie. Reszta w poniższej fotorelacji.
Sorry my English or résumé.
In the last week of September, I shuffled around at the Warsaw Coffee Market. I tried many coffees, a few teas and not a single espresso. I gossiped with friends, met a few people and brought home a lot of seeds. Briefly. The rest on the photo report above.
Na okoliczność dzisiejszego „święta” zostałem obdarowany kawowym dynksem* czy też tentegesem. Radość tym większa , że od hohoho jak dawna przymierzałem się go nabyć .
Tak wygląda po rozłożeniu na czynniki pierwsze:
Dar był mi dany przez Fantastyczne Trio – Vita&Chi z Xing Bean Coffee Roasters i Anię z Monsoon Café**. Grazie mille!!!
Chi, Vita, Ania – The Exceptional Crew
Pozostaje mi li tylko nabyć odpowiednią kawę , skondensowane mleczko i do dzieła!
* czyli Phin do przygotowania kawy po wietnamsku.
** które to Trio wspólnie kooperuje przy ul.Rozbrat w Warszawie pod numerem 4.
PS część ludzkości obchodzi Dzień Kawy 29.IX . „Trudno, co zrobić” jak by powiedział Prezes Ochódzki.
Sorry my English or résumé.
On the occasion of the International Coffee Day, I got a wonderful and unexpected gift from Fabulous Crew of Ann (Monsoon Café) and Vita&Chi (Xing Bean Coffee Roasters). It is Phin – a device for preparing Vietnamese coffee. I am happy because I have been thinking about buying it for a long , long time. Cảm ơn rât nhiều!/ 非常感谢您 ! Thanks a lot!!!
PS some of You celebrate Coffe Day at November 29. Why not!
Świeżutko* na warszawskim Służewcu otworzyła podwoje tajwańska!!! kawiarnio-mikropalarnia Xing Bean. Usłyszałem o niej od dwójki baristów z Cophi ale dopiero teraz dotarłem ze względu na niełatwość** parkowania w okolicy.
Kafejon jest nieduży , jasny, minimalistyczny. Mocno przyjemny i dający wytchnienie.
W ofercie na barze trzy kawki – Etiopia , Indie i Tajwan oraz dwie herbaty*** Oloong i czarna z Nantou****.
Nie mogło być innego wyboru i do kubeczków trafiła w postaci espresso i przelewu kawa z Guoxing, odmiana Typika w obróbce Honey.
Espresso o strukturze kawy przelewu gładkie i przyjemne ale jego pojawienie się w Xing Bean było niegotowością polskiego rynku na kawiarnię tylko z przelewami*****. Drip jak w opisie – pasta z tamarydowca , brązowy cukier muscovado i karmel. „Good…..Good….” jak powiedział pewien Imperator.
Xiang Bean to wspaniali ludzie za barem i najkrótszą droga od wytwórcy do klienta. Zwłaszcza że ojcem Pani Właścicielki jest właściciel plantacji, z której serwowane kawy****** i herbaty pochodzą.
* jakieś osiem miesięcy temu
** początek wakacji mocno ułatwił ten proces
*** o herbatach z Xiang Bean w osobnym wpisie
**** ogrody Nantou zdają się rajem – w jednym miejscu plantacja (Jacob’s) kawy, herbaty i mango.
***** próbowała tego przed kilku laty nieistniejąca już niestety płocka kawiarnia Czerwony Atrament
****** oczywiście oprócz Indii i Etiopii
Sorry my English or résumé:
Today I got a great pleasure to visit in Warsaw fantastic Taiwanese café ‚n’ micro roasters called Xing Bean. They opened 8 months ago and serve coffee and tea from the family gardens in Nantou. I could try as an espresso and drip Typica beans from Guoxing Honey fermentation. Taste of tamarinde, brown sugar (muscovado) nad caramel. „Good….Good….” as one famous Imperator has said. Bright, minimalistic , calming interior & super Owners. It is good to organize trip to visit Them and try Taiwaneese coffees.
PS And teas of course.
PS 2 In Xing Bean you will also find coffee from India and Ethiopia.
Byłem sobie w sobotę wyszedłem na krótką przechadzkę. Nim się jednak rozpędziłem natknąłem się na wracającego od strony śmietnika Sąsiada, który miał dziwnie załatwione* oczy . Kiedy się mu odkłaniałem przy trzepaku zauważyłem dwójkę wybitnie markotnych dzieciaków. Po chwili spaceru dobiegł mnie szloch dwóch pań wyprowadzających na spacer swoje psiaki. Następnie wyminąłem grupkę ludzi, której przewodził starszy mężczyzna, w nieskrywanym rozżaleniu perorujący, że kiedyś tak nie było, że skandal, hańba i że to temat dla gazet i telewizji i …. dalej już nie slyszałem. Kolejne akty smutku i rozpaczy dobiegały z otwartych okien i balkonów. Nad Wisłą nie było lepiej. Żale i rozpacz wylewały się z kolejnych mijanych spacerowiczów a nawet pojedynczych, zazwyczaj milczących wędkarzy. Nie wytrzymałem nerwowo na okoliczność tajemniczej epidemii slpinu, która owinęła się wokół warsiaskich rodaków niczym wąż boa w gałązkach faszyny i kłusem ruszyłem z powrotem do domu. Przed blokiem ponownie napatoczył się Sąsiad, który tym razem wracał ze sklepu z półlitrem. Zapytałem więc – Sąsiedzie! Umarł ktoś, że taki powszechny lament wydziera się z każdego Obywatela i każdej Obywatelki???? – Sąsiedzie – odparł Sąsiad – nie ma teraz takiego ani takiej co by wspólnie wszystkich w żalu pogrążyć. Dziś ostatni dzień ZIMY! – Pogrążyliśmy się w niewesołych deliberacjach o tym, że już nie będzie wieloodcieniowych szarug, szadzi, mrozu , śniegu, śryżu, kry a krakanie wron nie będzie już takie posępne . Pożegnaliśmy się ze smętkiem** po czym Sąsiad poszedł zrobić 500 gram*** a ja zaparzyć pół szklanki herbaty.
Na tę okoliczność zrobiłem kipisz w szadce z czajem gdzie natknąłem się na blaszane puzderko, które dostałem na cieszyńskim Święcie Herbaty w 2019 roku od http://www.globalteahut.org .
Odkręciłem wieczko i oczom mym ukazały się pięknościowe aromatyczne listki oloonga.
Wziąłem się do parzenia metodą gongfu ale za pomocą manualnego zaparzacza. Napar wyszedł w kolorze złota. Smakował miodem, figami, gliną, mokrym krzemienien. Z czarki rozchodził się wspaniale słodki kwiatowy aromat przełamany delikatną nutą tytoniu. Nawet taniny były gładziutkie. Absolutnie pyszna herbata.
Jedynym**** minusem jest niewiedza jaki to był oloong i że była to tylko jedna porcja , która wystarczyła na drobne***** 9 parzeń, którymi godnie uczciłem koniec zimy.
*a Sąsiad jest człowiekiem o wybitnie radosnym usposobieniu
** ale nie tym co go tropił Melchior Wańkowicz
*** gramów- mąki, chleba, pieprzu ale alkoholu to tylko i zawsze gram.