Zwlekałem, zwlekałem i zwlekałem z parzeniem w pięknym gaiwana, który dostałem w prezencie. Czekałem prawdopodobnie na godną tego pięknego naczynia herbatę.
Stał się nią wyśmienita czarna GABA* z eherbata.pl
Napar łączył w sobie słodycz suszonych owoców, mineralność oloongów skalistych (z Gór Wu Yi) świeżość mięty i taninową wytrawność . Prawdziwe delicje nie tracące smakowych walorów nawet po 10-tym zaparzeniu metodą gonfu cha.
I got extraordinary possibility to brew exceptional GABA black bio tea from eherbata.pl . In new, Gift gaiwan (gongfu cha brew method) it was sweet from dried fruits, dry from rocky oolongs from Wuyi Mountains and some river mint freshments. Great tea&awsome gaiwan!
„Fajny film wczoraj widziałem”. „Momenty były?” „No masz!” „Najlepiej jak ten Włoch.” „Lubiał wypić?” Kawę aż mu się ręce trzęsły …” a na końcu był Pan Mahler.*
Pierwszy raz obejrzałem na srebrnym ekranie i zachwycił mnie jeszcze bardziej (mimo iż palić jakoś się nie nauczyłem) niż podczas kilku oglądań w telewizorku. Obraz – najlepszy o kawie, który stał się jedną z moich filmowych miłości od pierwszego wejrzenia .
We wstępie cytat i nawiązanie do „Kulisów Srebrnego Ekranu” słuchowiska autorstwa Andrzeja Zaorskiego z lat ’70tych , emitowanego w Świętej Pamięci Radiowej Trójce w brawurowym wykonaniu Mariana Kociniaka i autora.
Trzeba było czekać z wiadomych powodów dwa lata na kolejną edycję Święta Herbaty , które jak zawsze odbyło się na cieszyńskim Wzgórzu Zamkowym. Byli „starzy znajomi ” choć wielu zabrakło , były wykłady , ceramika ale nade wszystko herbaty. Czarne , zielone , oloongi , pu erhy , dzikie , prażone , Camelie Taliensis . Były poczęstunki i opowieści. Poniżej nieco chaotyczna fotorelacja:
PS Dzięki Senseju Wojtku (www.thetea.pl) za Podwawelską , wyszła doskonale i za Liu Bao Hei Cha Hong Kong storage z lat 90tych. Każde parzenie odkrywało inną tajemnicę.
PS Dzięki Chifu Michale (www.teabar.sk) za zaparzenie Mending Ganlu Lanhua xiang (Słodkiej Rosy z Mending) – herbaciane arcydzieło z Syczuanu.
PS nie obyło się bez mniejszych/większych wpadek, nowi organizatorzy się uczą i mam wrażenie (może przez upał) , że trochę formuła festiwalu się wyczerpała . Niby są bilety (po 100pln za dwa dni) ale jak się nie kupi to i tak się wejdzie i na stoiska i na wykłady więc co ma z tego ekstra (oprócz czareczki) :
uczestnik festiwalu???? Mniejsza liczba wystawców to większy problem by czegoś spróbować , dopytać i kupić. O tym , że na jedną z degustacji bardzo rzadkiej herbaty są zapisy nikt nie poinformował i zamiast 10 przyszło ze 40 osób i był klops. I takie tam narzekania emeryta… Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej.
Dodatek
Szkoda wielka , że kawa podbiła serca i podniebienia Polaków a dobra, jakościowa herbata jest niszą. Na pewnie więcej niż 200 a może i 300 kawiarni w Warszawie , na kilkadziesiąt , w których można się napić kaw segmentu specialty jest może 5 herbaciarni. Ech….
Napar bardziej wytrawny od puszonga. Trawiastość, kiwi , konwalie. Coś na smak doskonałego Rieslinga. Fantazja.
A kolor herbaty? Poezja! Oceńcie sami Drodzy Czytelnicy.
* właściwie to takiego dynksu z tłoczkiem, który upraszcza parzenie herbaty metodą gon fu cha.
** a nawet obydwa
*** niczego innego nie oczekiwałem
To była znakomita napitkowo niedziela ukoronowana odkryciem dzięki Dwójkowej audycji „Dawno niedawno” oszałamiającej sopranistki Giulii Semanzato w nagraniu z Kameralistami z Bazylei.
PS herbaty zakupione za własne . Wpis nie sponsorowany.
Wiosna się rozpędza więc aby nie wyhamowała zaparzyłem starożytną* metodą gonfu cha dwie wyjątkowe herbaty sygnowane przez Mei Leaf.
Pierwsze do gaiwana trafiły eleganckie listki Souchong Liquor z wioski Tong Mu w Fujien. Miały w wyglądzie coś z laski wanilii.
Napar uzyskany w delikatnej atmosferze bałaganu objawił się gładki, jedwabisty. Słodycz moreli, tofu i jabłek połączona z mineralnością oloongów z Wu Yi muśnięta była świeżą miętą.
Fenomenalna herbata aż do siódmego zaparzenia.
A potem przyszedł czas na lekką dymność.
Piękne listki Longan Souchong z gór Zhengshan w prowincji Fujien uwędzone zostały w dymie z drzewa longanowego – coś jakby liczi ale nie do końca.
Wspaniałą oleista struktura naparu , jesienny dym , bourbon, nuty pieczonych jabłek . Wspaniałość do kwadratu.
Obie herbaty same się piły a ich koniec napełnił mnie wielkim splinem.
Może mam szczęście ale każda herbata z Mei Leaf , choć nie było ich niestety za wiele, była zachwycająca!
* pierwsze zapiski o parzenia w gaiwanie pochodzą bodaj z V wieku n.e.
Trzynasta edycja tegoż wraz z wybiciem sobotniej Północy odeszła w mroki historii. Aby nie uległa zapomnieniu słów kilka poniższych skreślam.
Psychodeliczne światła sobotniej nocy na stadionie przy Łazienkowskiej 3 i okolicy
Wśród lejących się gigalitrów złotego napoju można było napotkać ciekawostki i delicje.
Moją największą radością Festiwalu była lana z beczki zielona jaśminowa herbata Sencha na azocie autorstwa Browaru Green Head* i K. z Hałasu. Petarda i cymes!!!
Przez pierwsze dwa dni festiwalu niezbędną kofeinę uzupełniałem na stoisku palarni Hayb. Interesująco było spróbować Kostaryki Finca El Mirador** leżakowanej w beczkach po Bourbonie. Czuć było zarówno szlachetność trunku jak i jakość ziarna.
Smakowity eksperyment***.
W niedzielę na stoisko Browaru Waszczukowe mrugnął do mnie ekspresik. Było się okazało , że na rynku naszem objawiła się nowa**** palarnia – Kofimatik.
Na start przyjąłem świetnie zbalansowane , gęste espressko (Brazylia,Gwatemala,Indie).
Dzieje się magia.
Był też owocowy , słodziutki Salvador w przelewie. Dobroć.
Extra idea , że na paczuszki trafiają perełki białostockiej architektury.
Były też inne niepiwa , które zachowam we wdzięcznym smaku. Dzięki hewro z browarów Markowy i Golem za możliwość popróbowania.
Ale czym bym się nie napoił to i tak największą wartością imprezki byli LUDZIE. Czy to znajome ekipy z browarów czy raz na pół roku***** widziane twarze gości czy też zupełnie nowe Osobistości. Beer Idiots Crew I salute You!
* Greenheadzi zabeczkowali jeszcze zjawiskowy napitek z hibiskusa, ananasa, goździków i różowego pieprzu. Fantazja!!!
** koprodukcja palarni HAYB i browaru Maltgarden
*** kawy leżakowane w beczkach po alkoholu przeważnie lepiej pachną niż smakują. Tu sukces.
**** póki co ziarenka wypalane w piecach użyczonych ale kto wie co przyszłość przyniesie.
***** niektóre nieco częściej
I ja tam byłem kawę i herbatę piłem a zwłaszcza delikatnie nagazowaną Warszawską Kranówkę na stoisku Browaru Trzech Kumpli. Natalio, Piotrku, Maćku, Kamilu , Łukaszu , Kubo, Filipie i Marku – You are simple THE BEST!!!
Dla odtrucia po kaweczkach wypitych i przeczytanych* czas na wreszcie coś szlachetnego – filiżankę herbaty. W tym celu wybrałem się do legendarnej warszawskiej herbaciarni** Same Fusy.
XVI-to wieczne piwnice skrywają
wiele cymesów a wśród nich fantastyczną czarną*** herbatę Keemun**** Mao Feng o przepięknych, lekko oleistych listkach.
Herbaciany susz zaparzył się na miedziany kolor w smoczej porcelanie w postaci czajniczka.
Ze szklaneczki***** płynęły nuty słodowe, miodowe, kandyzowanych owoców i delikatna dymność. Całość uzupełniona****** wspaniałą konfiturą z płatków róży. Co za zestaw!!!
* o ile można przeczytać kawę
** po 24 latach nieprzerwanego działania można śmiało lokal nazwać legendarnym
*** a według terminologii chińskiej czerwonej
**** z prowincji Anhui, jednej z dziesięciu wielkich chińskich herbat
***** albo szklanej czarki , choć miała być filiżanka
****** w Rosji niepodanie słodyczy do herbaty jest wielkim nietaktem. I bardzo słusznie.
To detoxify after numerous coffees, the time has come for something noble – a cup of perfect and aromatic tea. In ordered Keemun* Mao Feng at the legendary Same Fusy Teahouse** in Warsaw. Delightful „oily” leaves, after brewing, gave an infusion of a beautiful copper color. The tea tasted delicious with honey, malt, candied fruit wrapped in a delicate smokiness. Awsome! especially with a rosa petals jam.
Byłem sobie w sobotę wyszedłem na krótką przechadzkę. Nim się jednak rozpędziłem natknąłem się na wracającego od strony śmietnika Sąsiada, który miał dziwnie załatwione* oczy . Kiedy się mu odkłaniałem przy trzepaku zauważyłem dwójkę wybitnie markotnych dzieciaków. Po chwili spaceru dobiegł mnie szloch dwóch pań wyprowadzających na spacer swoje psiaki. Następnie wyminąłem grupkę ludzi, której przewodził starszy mężczyzna, w nieskrywanym rozżaleniu perorujący, że kiedyś tak nie było, że skandal, hańba i że to temat dla gazet i telewizji i …. dalej już nie slyszałem. Kolejne akty smutku i rozpaczy dobiegały z otwartych okien i balkonów. Nad Wisłą nie było lepiej. Żale i rozpacz wylewały się z kolejnych mijanych spacerowiczów a nawet pojedynczych, zazwyczaj milczących wędkarzy. Nie wytrzymałem nerwowo na okoliczność tajemniczej epidemii slpinu, która owinęła się wokół warsiaskich rodaków niczym wąż boa w gałązkach faszyny i kłusem ruszyłem z powrotem do domu. Przed blokiem ponownie napatoczył się Sąsiad, który tym razem wracał ze sklepu z półlitrem. Zapytałem więc – Sąsiedzie! Umarł ktoś, że taki powszechny lament wydziera się z każdego Obywatela i każdej Obywatelki???? – Sąsiedzie – odparł Sąsiad – nie ma teraz takiego ani takiej co by wspólnie wszystkich w żalu pogrążyć. Dziś ostatni dzień ZIMY! – Pogrążyliśmy się w niewesołych deliberacjach o tym, że już nie będzie wieloodcieniowych szarug, szadzi, mrozu , śniegu, śryżu, kry a krakanie wron nie będzie już takie posępne . Pożegnaliśmy się ze smętkiem** po czym Sąsiad poszedł zrobić 500 gram*** a ja zaparzyć pół szklanki herbaty.
Na tę okoliczność zrobiłem kipisz w szadce z czajem gdzie natknąłem się na blaszane puzderko, które dostałem na cieszyńskim Święcie Herbaty w 2019 roku od http://www.globalteahut.org .
Odkręciłem wieczko i oczom mym ukazały się pięknościowe aromatyczne listki oloonga.
Wziąłem się do parzenia metodą gongfu ale za pomocą manualnego zaparzacza. Napar wyszedł w kolorze złota. Smakował miodem, figami, gliną, mokrym krzemienien. Z czarki rozchodził się wspaniale słodki kwiatowy aromat przełamany delikatną nutą tytoniu. Nawet taniny były gładziutkie. Absolutnie pyszna herbata.
Jedynym**** minusem jest niewiedza jaki to był oloong i że była to tylko jedna porcja , która wystarczyła na drobne***** 9 parzeń, którymi godnie uczciłem koniec zimy.
*a Sąsiad jest człowiekiem o wybitnie radosnym usposobieniu
** ale nie tym co go tropił Melchior Wańkowicz
*** gramów- mąki, chleba, pieprzu ale alkoholu to tylko i zawsze gram.