W zeszłym tygodniu po Mieście poszła* wieść, że w Cophi na Hożej do stałej oferty weszła kawa z tygielka. Albo z cezve. Albo ibrika . Albo μπρίκι. Albo jezve. Albo dżezwy. Albo джезва. Albo džezva . Albo جَِذوة . Z któregoś z tych naczynek albo ze wszystkich. Ruszyłem więc w te pędy** podręczyć o przygotowanie kogoś z Państwa Baristów.

Do przepięknego, kutego tureckiego tygielka trafiły Camele***. I odrobina cukru**** na moje życzenie. Z zainteresowaniem obserwowałem poczynania Pani Baristki Sylwii, której sposób parzenia był nieco odmienny od mojego, więc tym bardziej interesujący.

Smak zawartości kubeczka przeniósł mnie do kafejonów na Morzem Śródziemnomorskim. A dokąd przeniesie Was, Drodzy Czytelnicy przekonajcie się sami tylko weźcie ze sobą własną porcelankę albo szkiełko do picia bo tektura jest jak policzek wymierzony Tradycji*****.
Trzymam , Droga Ekipo Cophi, kciuki za tygielkizację Warszawy.
*jak wiosenna fala powodziowa na Wiśle.
** 6700 metrów w 5 dni. Przyznacie, że gnałem co koń wyskoczy.
*** nie żeby żywe wielbłądy. Mieszanka taka robustki z arabiczką.
***** w tureckiej tradycji gorzką kawę podaje się na pogrzebach lub w innych chwilach smutku.
***** ale nie tej co miała butków nie zamoczyć.
PS w tytule cytat z „Psów”. Prawda, że adekwatny?
Strach pomyśleć ile byś obskoczył, gdybyś miał rower… 🙂
Co najmniej drugie tyle i gdzieś na pączka